Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/36

Ta strona została przepisana.

Szymona Lenke z kasyna obywatelskiego zato, że podjął się pełnić obowiązki sekretarza przy naczelniku Bezirku.
Ale pan Szymon Lenke niewiele się troszczył o aura popularis.
I to nawet nie było dla niego tajemnicą, że prawie nikt go nie nazywał baronem Lenke, ale „ojcobójcą” — Vatermörder'em…
Trzeba dodać, że na ten sympatyczny pseudonim w całej pełni zasłużył.
Ojciec jego, dzielny jenerał Wawrzyniec Lenke, oddał go jeszcze we wczesnem stosunkowo dzieciństwie, gdy miał lat dziesięć, do szkoły wojennej kadetów w Wiener-Neustadt, ponieważ z młodym paniczem trudno było wytrzymać w domu; nikt rady mu dać nie mógł. Tam przesiedział do siedemnastego roku życia; już miał skończyć szkołę i wystąpić w stopniu lejtnanta, gdy naraz wydalony został ztamtąd — za tchórzostwo. Niesłychana rzecz! I okropna. Jedyny potomek zacnego, starego rodu Lenke — na samym progu życia, tak haniebnie napiętnowany za brak odwagi!… Wszyscy jego przodkowie byli dzielnymi rycerzami! Niemiła ta nowina spowodowała lekkie sparaliżowanie ręki i nogi starego jenerała; musiał się nieborak podać do dymisyi.
Wobec tego nie było innej rady, jak kierować młodego barona na drogę cywilną; wysłano go do jednego z pierwszorzędnych uniwersytetów niemieckich, gdzie przyznać trzeba, że uczył się nieźle, nie będąc pozbawiony zdolności. Cóż, kiedy po niejakim czasie i ztamtąd go wypędzono za — donosicielstwo… Za najpodlejszą ze wszystkich zbrodni! Za zdradę! Po kim on, u licha, mógł odziedziczyć takie piękne skłonności? Tym razem starego jenerała tknęła apopleksya i zabiła go na miejscu.