Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/42

Ta strona została przepisana.

chany panie bracie, bo przecież każdą nowinę, czy plotkę masz natychmiast przez moje usta podaną sobie, jeszcze ciepłą, gorącą. Oto np. ostatnia wiadomość, dotycząca twego starszego brata, Zoltana. Znów strzelił bąka. Żyć nie może ten człowiek bez wytrząsania pieprzu przed nosy wyższych sfer. Nulla dies sine linea — to jest jego hasło, a wykwitem tego — coraz nowy jakiś subcus.
— Tak. To już leży w jego temperamencie.
Pan Balambér przysunął się z krzesłem do Szymona, ażeby módz ważną tajemnicę powierzyć jego uszom głosem ściszonym.
— Jak ci wiadomo, łaskawy panie bracie, jaśnie wielmożny pan hrabia posiada w górach wcale przyzwoity kawałek ziemi: dziesięć tysięcy mórg samego iście dziewiczego lasu. To nawet tam podobno raczyłeś się urodzić… Prawdziwa puszcza. Od piętnastu lat pan hrabia nie pozwalał w tej puszczy urządzać polowań z naganką. Można sobie wyobrazić, jak obficie rozrosnąć się tam musiała w liczbę i gatunki wszelka fauna, przez tak długą epokę absolutnej ciszy i spokoju. Tymczasem — jak wiadomo — Durchlaucht… Jego ekscelencya, nasz gubernator obecny, namiętnie uprawia myśliwstwo. Wystosował tedy uprzejmą prośbę do pana hrabiego, ażeby dla jego przyjemności odstąpił raz od swojej zasady i pozwolił w swojej kniei odbyć polowanie z naganką. A wszakże jest to rzeczą uznaną, kochany panie bracie, że uprzejma prośba pana gubernatora jest synoninem rozkazu. Gdyby się jego ekscelencyi śniło, że kichnął — jabym uważał za najświętszy mój obowiązek zawołać mu: na zdrowie! To też i pan hrabia z całą gotowością oddał swój zamek i knieję na jego usługi, a murgrabiemu wydał rozkaz podejmowania znakomitych gości wspaniałemi ucztami, dopóki tylko zechcą bawić pod je-