Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/46

Ta strona została przepisana.

— Nie mnie zaprószać oczy dowcipem, kochany panie bracie. Wiem, jaką każdy interes przechodzi kolejkę. Durchlaucht odsyła podanie do naczelnika komitatu, ten zaś, sam na niczem się nie znając, zwraca się po opinię do pana sekretarza. Słowem, wszystko tu skacze tak, jak pan brat zaśpiewać raczysz.
— O, jeżeli tylko o to chodzi, możesz pan brat być przekonany, że najprzychylniejszą zdam o tobie relacyę.
— Więc mogę rachować na drogocenne twoje poparcie?
Szymon skinął głową potwierdzająco, a pan Balambér, w uniesieniu wdzięczności, przycisnął zacną jego dłoń do swojego biustu.
— Na jedno tylko zwracam uwagę szanownego pana brata — podjął po chwili pan sekretarz. — Ta broda, tak wspaniale ozdabiająca twoją twarz, gotowa ci zatamować wstęp do urzędu w kadastrze…

— Oh, jeżeli tylko o brodę chodzi! Jest to jedna z najmniejszych ofiar, jakie w każdej chwili złożyć jestem gotów na ołtarzu publicznego dobra. Poeta woła: „O brodo rozczochrana! Bywasz błogosławieństwem, lecz często i przekleństwem: wyrwę cię z korzeniem i na śmiecie rzucę, gdy uznam, że potrzeba!” Tak mówi Michał Vörösmarty przez usta Mikołaja Toldi’ego [1] No, polecam się pamięci pana brata i łaskawym jego względom.

  1. O Toldim, jak wiadomo, napisał epopeję w trzech częściach nie Vörösmarty, lecz Jan Arany; pokazuje się przeto, że pan Balambér, ciągle cytując wieszczów swojego narodu, nie zbyt dokładne jednakowoż posiadał o nich wiadomości. (Przyp. tł.)