Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/53

Ta strona została przepisana.

inna od gniewu, a inna od pochlebstwa. Teraz, gdy ujrzała Szymona, nad wszystkiemi zapanowały rzadko w grę wchodzące zmarszczki szczerej, wielkiej radości. Po długich dwunastu latach niewidzenia znów danem jej było zobaczyć Szymona! I to jakim go zobaczyć! Panem wielkim i wielmożnym, utytułowanym i tak ważne stanowisko zajmującym w świecie! A jaki ma piękny szlafrok aksamitny na sobie, przewiązany w pasie czysto jedwabnym sznurem! Manga, zgarbiwszy się w czworo, podchodzi ku niemu, całuje go w rękę pokornie i głaszcze pieszczotliwie po pluszowym rękawie, starając się głos swój uczynić możliwie najsłodszym, najprzypochlebniejszym.
— Całuję twoje złociste rączki, mój najłaskawszy, najdostojniejszy panie sekrementaryuszu! Oby w niebie mieszkający Bóg Zebaóth uczynił twoje świetlane lica okrągłemi, jak jabłko Parysa!
Ale Szymon, nieprzejednany miodopłynną wymową, wcale nie uprzejmie odpycha staruszkę, a ślady jej pocałunków starannie ściera z rąk chustką od nosa.
— Precz! Co za śmiałość. Nie trzeba mnie lizać. Nie jestem rycerzem z piernika.
Z bratem mlecznym jeszcze dawniej nie widział się pan baron. Małego cyganiaka, gdy liczył zaledwie sześć wiosen, zabrał do siebie sławny Barkó Pista, primás (pierwszy skrzypek) ulubionej i wysoko cenionej w stolicy bandy koncertujących cyganów. Paolo od wczesnego dzieciństwa zdradzał szalony talent do muzyki; później, dzięki hojności baronowej Anny, pod kierunkiem jednego z najlepszych profesorów w Budapeszcie, oddał się poważnym studyom nad muzyką i już w czternastym roku życia występował samodzielnie na publicznych koncertach, zbie-