Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/63

Ta strona została przepisana.

hrabiną Bárdy, a ja, twój syn — hrabią Bárdy, wówczas twoje błogosławieństwo, albo przekleńtwo mogłoby tu coś zaważyć na szali. Ale pamiętać o tem nie zawadzi, że jesteś sobie dzisiaj tylko wdową po baronie von Lenke, a dla syna twojego, Szymona von Lenke, matczyne twoje przyzwolenie, albo niepozwolenie — jest prostą grą wyrazów, akademicką dyskusyą, która, chociażby głosiła teorye najwznioślejsze, niemniej praktycznego zastosowania żadnego nie posiada.
Znać było po obliczu baronowej, że ją te słowa syna głęboko zabolały.
— Przyznać musisz, Szymonie, że nigdy ci się nie naprzykrzałam wymówkami. Odkąd na świat przyszedłeś, ciągle cierpiałam z twojego powodu w milczeniu, bez słowa wyrzutu. Ani przed tobą samym, ani przed nikim innym nie rozwodziłam skarg na ciebie, chociaż obfitych ku temu dostarczałeś powodów. I więcej nawet powiem: pomimo wszystkie twoje winy, matczyne moje uczucie dla ciebie nietylko nie wygasło, ale nigdy, ani na chwilę nie słabło! Synu mój! Drogie, kochane dziecko! Dlaczego masz mi za złe, że widząc, iż pochylasz się niebacznie nad przepaścią, chociaż się wzbraniasz, chwytam cię za ręce, i odciągnąć pragnę? — Wiesz ty, kim jest ta kobieta?…
Baron Szymon na równe nogi zerwał się z fotelu, jak obrażony tygrys.
— Hrabino! Zabraniam komukolwiek na święcie, a zatem i tobie także, oszczerstwa rzucać na kobietę, którą postanowiłem poślubić!
Baronowa pochyliła głowę z cichą rezygnacyą.
— Dobrze, zatem nie powiem o niej ani słowa. Wiedz tylko, mój synu, o tem, że godzina, w której tę kobietę, jako swoją żonę, do tego domu