Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/64

Ta strona została przepisana.

wprowadzisz, będzie ostatnią godziną mojego pobytu pod tym dachem. Opuszczę miasto i usunę się w wiejskie zacisze.
— Ot — to byłoby rzeczywiście bardzo taktownym postępkiem z twojej strony, hrabino. Na wsi miałabyś, równie jak w mieście, wszelkie wygody. Tutaj zaś — nie mogę ukryć, że obecność twoja napędza mi niemal codziennie kłopotów i trudności — po uszy. Czemu mężczyźni nie mogli dać rady, to teraz wy, kobiety, podejmujecie. Oni dali spokój, a wy doboszujecie.
— Jakto?
— Tak, że gdzie sposobów użyć nie można, tam macie na pogotowiu tysiące sposobików wykrętnych, któremi myśl waszą staracie się przeprowadzić. Naprzykład te suknie, które nosisz, z krajowego perkalu: — czy to jest właściwe? To perkal stał się dziś mundurem węgierskich magnatek?
— A cóż w tem jest złego? Chyba niema grzechu, jeżeli kto pragnie popierać przemysł miejscowy.
— Zawracanie głowy z przemysłem! Niema głupich! Znamy się na farbowanych lisach. Gdybym chciał wykazać wszystkie komedye, jakie wyprawiacie na temat waszej narodowości, raz pod pozorem miłosierdzia, to znów oszczędności, nie skończyłbym i do północy.
Baronowa Anna miała łzy w oczach.
— Widzę, drogi synu, że drogi nasze rozdzielają się i że nigdy ich już nic nie połączy. Czyń, co chcesz. Masz wszelkie prawo po temu. Przekleństwo moje nigdy cię nie dotknie. Strzeż się tylko, aby to błogosławieństwo, które otrzymasz, klęcząc przed ołtarzem ręka w rękę z tą kobietą, nie stało się kiedyś przekleństwem dla ciebie, ścigają-