Aranka stanęła w pozie dramatycznej, splótłszy bezwładnie opuszczone dłonie. Mogłaby ujść za Normę w ostatniej odsłonie: „Więc poznaj teraz, kim jestem!”
— Prawdziwe moje nazwisko jest Zofia Arnóti. Imię Aranka otrzymałam dopiero przy bierzmowaniu. Mam lat dwadzieścia pięć, jestem panną, rzymsko-katolickiego wyznania. Ojciec mój był regens chori, majątku nie posiadał żadnego. Matkę straciłam we wczesnem dzieciństwie. Gdy podrosłam, nauczono mnie szyć i haftować: pracowałam dla zarobku. Miałam głos piękny; ojciec mój, jako muzyk, nauczył mnie śpiewać. Więc w święta i niedziele śpiewałam w kościele najtrudniejsze oratorya. Byłam szesnastoletnią dziewczyną, gdy mnie poraz pierwszy ujrzał hrabia Zoltan Bárdy. On podówczas był także młodzieniaszkiem, który dopiero przed niedawnym czasem figurowrać zaczął w świecie. Smutne było to pierwsze nasze spotkanie: na pogrzebie mojego ojca. Hrabia był opiekunem naszej parafii. Odrazu, za pierwszem widzeniem zaproponował mi, ażebym zamieszkała przy baronowej w charakterze panny do towarzystwa; nie mając nic innego do wyboru, przyjęłam ofertę z wdzięcznością. Pani baronowa była dla mnie bardzo łaskawą, ona sama i wszyscy domownicy tak postępowali ze mną, jak gdybym należała do rodziny mojej pani. Powierzony mi został zarząd całym domem. Pojmiesz to jednak, że tam, gdzie młody chłopiec z młodą dziewczyną pod jednym dachem mieszkają, życzliwość i przyjaźń zamieniają się niedługo w poufałość, która przy niedoświadczeniu jednej strony, a gorącej krwi drugiej, sprowadza to, o czem ani jedno, ani drugie na razie wcale nie myślało. Pani baronowa spostrzegła pewnego razu, że jest dla mnie nietylko matką przybraną, ale czemś więcej jeszcze — świekrą… Nastą-
Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/91
Ta strona została przepisana.