Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/93

Ta strona została przepisana.

mną, a moim narzeczonym. Czy to, co mówię, zgadza się z tem, co hrabia opowiadał?
— W zupełności.
Tak jest; bo dotychczas Aranka mówiła prawdę.
— Przez całe pół roku nie miałam od hrabiego, ani o nim żadnej wiadomości. Najgłębiej jednak przekonana jestem, że nie pochodziło to z jego własnej winy. Całe życie towarzyskie w stolicy było rozbite, nie istniało wcale. Nikogo znajomego spotkać nie było można w mieście, wszyscy się gdzieś podzieli. Ja, przyzwyczajona już od lat kilku do wygód, do komfortu, naraz ujrzałam się pozbawioną nie tylko tego, ale wprost chleba. Zaczęła mi grozić najczarniejsza nędza. Pomyśl tylko i zestaw te dwa pojęcia: piękność — głód!…
— No a twój głos? twój talent?
— Wiele też znaczy głos i talent wśród ogólnej, powszechnej zawieruchy, jaka nietylko u nas, ale wszędzie, na całą niemal Europę, w dniach onych powiała! Talent mój! On to był właśnie losu mojego błędnym ognikiem… lub może — gwiazdą przewodnią. Wówczas jednakże, na razie, nic nie znaczył. Zagraniczni impresaryowie, którzy mnie poprzednio angażować chcieli, sami pobankrutowali, a wreszcie, wierząc w stałość hrabiego Zoltana, nie byłabym mu i wtedy złamała wiary. Czekałam na niego z uporem niezłomnym, odważnie stawiając czoło głodowi i nędzy. Gdy umilkł wreszcie szczęk oręża, to ztąd, to zowąd powracać zaczęli dawni aktorzy, śpiewacy, o ile im wojna oszczędziła śmierci lub kalectwa. Porzucali mundury honwedów, pogolili twarze, i znów zawiązywać zaczęli trupy artystyczne. Aliści — przy nowym porządku rzeczy, aktorzy, chcąc dawać publiczne przedstawienia, musieli mieć na to specyalne upoważnienie władzy, pozwolenie najwyższe. Powsta-