Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.2.djvu/136

Ta strona została przepisana.

dwudziesty piąty? Przecież wtedy dopiero będziemy obchodzili nasze srebrne wesele.
Na to młoda kobieta, wielce rozgoryczona, z bardzo poważną miną stawiła mężowi okropny zarzut:
— To już nie pamiętasz, jak sam wyłajałeś mnie za to, że o takich rzeczach rozmawiałam przy ludziach? Sam nauczyłeś mnie, że w towarzystwie nie wypada mówić o dzieciach, osobliwie zaś o tych, których jeszcze niema!
Paolo wzruszył ramionami, rozkładając ręce:
— Ha! Wówczas jeszcze byłem szanowanym artystą, chwałą, sławą i chlubą rodaków; dziś zaś jestem prostym grajkiem ulicznym, na którego każdy ma prawo zawołać: ty psie, cyganie!
........................
........................

…Owego „pewnego razu” tak się rzecz miała, że niezadługo po uwolnieniu Zoltana Bàrdy z więzienia, gubernator miejscowy świetny wydał raut na swoich salonach; między innymi zaproszonymi gośćmi był tam także Paolo Barkó razem ze swoją żoną.
Nazwisko artysty krążyło z ust do ust, wszyscy podziwiali ordery, zdobiące jego pierś, lecz daleko więcej jeszcze urodę jego żony, tudzież brylandy i perły prawdziwe, jakiemi jej toaleta jaśniała.
Baron Szymon nie ominął okazyi nadskakiwania pięknej kobiecie — w sobie właściwy sposób.