Pan Kalaszi był istnem wcieleniem uprzejmości — nie odmówił objaśnienia i na to drugie pytanie.
— Jest to prosta forma, przyjęta dla oszczędzenia przykrości, lub raczej ciężkiej nawet odpowiedzialności sekundantom. Wiadomo panu zapewne, jak surowo prawo austryackie karze pojedynki. Więc może pan raczysz nakreślić nam taką cedułkę; napisz pan słowo w słowo to samo, co napisał pan hrabia. Ot, te kilka słów, nic więcej. Wszystko jedno, można i ołówkiem. Kartkę taką włożymy do bocznej kieszeni tego, który padnie. Poczem zostawimy go na placu, dopóki go kto nie znajdzie. Tym sposobem sekundanci będą ocaleni; nikt nie będzie miał prawa pozywać ich przed sądy. Więc zechciejże pan — jeżeliś łaskaw. W taki to sposób wywodzimy w pole obrzydliwych Szwabów.
Krew krzepła w Szymonie na samo przypuszczenie podobnej ewentualności w stosunku do samego siebie.
Zostawią go tutaj, skrwawionego, na zeschłych liściach jesiennych, ze świadectwem samobójstwa w kieszeni. Dopóki go kto nie znajdzie, może nie jeden dzień upłynąć, zanim kto przypadkiem nie natrafi na jego martwe zwłoki…
Nerwowy kurcz strachu pojawił się na jego twarzy.
Sekundant, daleki od przypuszczenia, ażeby się kto obawiał takiej bagateli, wziął ten kurcz za uśmiech nad dowcipnym sposobem oszukiwania Szwabów, przyszła mu przeto ochota jeszcze lepiej nastroić humor przeciwnika swojego klienta.
— Tak jest, i nie damy się tak złapać, jak
Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.2.djvu/147
Ta strona została przepisana.