Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.2.djvu/38

Ta strona została przepisana.

nik może i wiedział coś o tem i może postępowanie jego nie było pozbawione pewnej złośliwości.
Wreszcie mogła się na to złożyć jeszcze jedna okoliczność, która zwłaszcza w tych czasach, miała nie małą wagę.
W Wiedniu krzywem okiem zaczęto spoglądać na to, że szlachecka młodzież węgierska z widocznem lekceważeniem traktuje ludzi nowej ery, czyli biurokracyę.
Należało efektownym jakim krokiem położyć temu koniec: np. produkując coś na kształt walki Horacyuszów z Kuracyuszami. Kasyno oficerskie w tym celu wyzwało już nawet kasyno magnatów — en bloc. Z obydwóch stron ciągnięto losy i po trzech bohaterów, wskazanych palcem przeznaczenia, stanęło z sobą do walki pour l'honneur du drapeau![1]
A i tam zawistna dola zrządziła tak nieszczęśliwie, iż bić się z sobą musieli nie wrogowie, których podsycałaby niechęć wzajemna, ale przeciwnie tacy, których w życiu łączyła przyjaźń, albo nawet i węzły pokrewieństwa
Tak więc i na Szymona Lenke przyszła kolej wystąpić w obronie swojego sztandaru. Wymagało tego wybitne stanowisko, jakie zajmował, ażeby zagrożoną w opinii publicznej powagę jego osłonić blaskiem odwagi osobistej, czyniąc zadosyć wymaganiom barbarzyńskiej może, ale jednak po dziś dzień nieprzestarzałej jeszcze formy praw rycerskich.

Dobrowolnie zaś zaprzeczyć, że doznał afrontu — już nie mógł, zapóźno było. Nieszczęśliwa satyra musiała już całe miasto obiedz.

  1. Godnem jest zaznaczenia, że z trzech młodych szlachciców węgierskich, na których wówczas losy padły, dwaj sprawowali następnie wysoki urząd prezydenta ministrów w Austro-Węgrzech.