Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.2.djvu/51

Ta strona została przepisana.

pozwolenia Paolowi Barkó na występ publiczny. Daremne były wszelkie protekcye, prośby, przedstawiania.
Tem się tłómaczył jego ekscelencya, że unikać należy wszystkiego, co mogłoby dać powód do jakichkolwiek politycznych demonstracyj, a koncert Paola — według jego zdania — napewno powodów takich dostarczyłby bez liku.
Tymczasem pozwolenie to oddawna już istniało na piśmie w biurku Szymona, lecz nie prędzej miało zostać wydanem do rąk interesowanego, aż — Citera z góry cenę jego zapłaci.
Aliści Szymona Lenke zawezwano pewnego razu na naradę do namiestnictwa w Budziszynie, gdzie dnia tego ważne rzeczy miały się rozstrzygać. Był to pamiętny październik 1860 roku.
Aranka skorzystała, jak psotny dzieciak z tej okoliczności i kazała sekretarzowi swojego męża wydać sobie gotowe pozwolenie na koncert Paola Barkó.
Kobiece stowarzyszenie dobroczynności postanowiło wznieść dom przytułku dla ubogich sierot; dochód z koncertu miał być przeznaczony na budowę tego gmachu.
Wybornie był naówczas zorganizowany nasz rząd narodowy, niewidzialnie dla niczyich oczu. W ciągu jednego dnia wyprzedane zostały co do jednego wszystkie bilety do teatru (gdyż koncerty odbywały się w teatrze), ułożono program i widowisko naznaczone zostało na dzień następny. Naczelnik okręgu, wróciwszy, zastanie fakt dokonany i na nic się już nie zdadzą jego protesty; dźwięków, które ze skrzypiec raz w świat ulecą, wtłoczyć w nie napowrót już nikt nie potrafi.
Na godzinę przed rozpoczęciem uczty muzy-