Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.2.djvu/97

Ta strona została przepisana.

tego, że w takim razie porzuciłby skrzypce i nie koncertował więcej.
Dla niego jednego tylko byłaby to przykra niespodzianka, gdyby się kiedy o tem dowiedział.
Wszystko to jednak całkowicie zaćmiło i na daleki plan odsunęło wielkie zdarzenie, wielka zmiana, jaka dnia tego zaszła dla całego kraju. Każdy olśnioną miał uwagę ważnemi zajściami w polityce: ministeryum upadło, a z niem i dotychczasowy system rządów razem ze wszystkiemi swemi narzędziami runął bezpowrotnie. Powrócą dawne piękne czasy wolności!
Ktoby tam teraz myślał i rozmawiał o dzieciakach, zamienionych przez cygankę!
Wielka zmiana zawitała do kraju niespodziewanie, nagle — chociaż upragnioną i oczekiwaną była oddawna.
Tak, jak gorączka choroby, zwanej tańcem św. Wita, udziela się od samego patrzenia osobom, przyglądającym się jej atakowi, tak tu, wśród całej publiczności, powiał naraz prąd ogólnego rozweselenia, gorączkowej ekstazy, dawno nieodczuwanej radości. Twarze jedne od drugich zarażały się ożywieniem i szczęściem.
Nowe życie nastanie! Wolność! Naród znów będzie samym sobą! Precz odejdą nareszcie wszyscy ci, których nienawidziliśmy, którym ulegać musieliśmy, pogardzając nimi, a popowracają ci, których kochamy i szanujemy!
W lot pojęli to wszyscy.
Podczas przerw w koncercie, gdy milkły skrzypki artysty, w teatrze panował taki gwar, hałas, że ktoby tam wszedł, nie znając powodu tego