Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.2.djvu/98

Ta strona została przepisana.

rozhoworu, mógłby na razie pomyśleć, ze panuje jakaś panika.
Panowie rozmawiali z sobą z przeciwległych lóż, przez szerokość teatru krzyczeli, śmieli się, chichotali, jedni drugim opowiadali o tem, co zaszło, a coraz ktoś nowy przybywał i zdawał sprawozdanie z tego, co w ciągu ostatnich dziesięciu minut zaszło.
Dziesięć minut wśród zajść takich ważnych stanowiło już stadyum, pełne doniosłych zmian.
…W pałacu Szymonów Lenke pakują się na łeb na szyję z zamiarem wysłania cięższych kutrów jeszcze tejże nocy do Nagyvaradu…
…Kasyno uilluminowało swoje okna, a za niem uczyniła toż samo i cała ulica, plac literalnie kąpie się w blaskach oświetlenia…
…Szymon Lenke udał się zamkniętą karetą do komendanta wojska, stojącego w mieście załogą, żeby wymódz na nim, aby położył tamę wybrykom, mającym miejsce w teatrze…
…Młodzież postanowiła wyprawić zato kocią muzykę Szymonowi Lenke, lecz wstrzemięźliwsi w inną stronę zwrócili impet młodego pokolenia: za ich poradą zdecydowano się zamiast kociej muzyki Szymonowi Lenke, wyprawić owacyjny pochód z pochodniami gospodarzom kasyna…
…Komendant wojska zbył Szymona Lenke taką odpowiedzią, że otrzymał wyraźny rozkaz niemieszania się do niczego z pomocą siły zbrojnej, więc mogą sobie wszyscy śpiewać, krzyczeć w teatrze i na ulicach, co kto chce i ile kto chce…
…Młodzież postanowiła i komendantowi wojska wyprawić owacyę z pochodniami…