Człowiek powinien zawsze mówić prawdę — z wyjątkiem jednego razu! — Ale nie objaśnił jakiego. — A teraz powiedz nadłowczemu, że w nocy wyjeżdżam na polowanie na całą dobę.
Pan Sebastjan wyruszył do lasu i znalazł poszukiwanego Sardanapala w tych samych nawet gąszczach, w których widział go nadłowczy. Pomimo to, nie mógł do niego strzelać, albowiem ten sułtan jeleni tak się otoczył swoim haremem, iż tylko rogi jego można było dojrzeć. I tak całe stado przeszło mu przed nosem, nie odkrywszy ani na chwilę swego przewodnika.
Pan Sebastjan uparł się i postanowił całą noc przepędzić w lesie, byle tylko upolować upragnionego Sardanapala. Z myśliwych miał przy sobie jednego tylko Mirka. Obaj ukryli się w strzelniczej budzie i dla zabicia czasu ciągnęli z myśliwskiej flaszy. Flasza była spora, zawartość jej smaczna, wkrótce więc głowy obu zaczęły parować. Mirko tytułował swego pana kumem i szlachcic wcale się o to nie gniewał.
Nagle podniósł się wśród lasu ogłuszający hałas. Wrzaski z niezliczonych gardzieli rozchodziły się po lesie, jak gdyby ogromna jaka obława napędzała zwierza.
— Do stu tysięcy djabłów! — zawołał szlachcic wściekły. — Cóż to za głupiec urządza mi teraz polowanie?
— Ty sam jesteś tym głupcem, kumie — rzekł Mirko — kazałeś bowiem, aby cała służba i wszyscy poddani szukali zbiegłej papugi. Właśnie to oni krzyczą.