lantami i piórami kolibrów. Wyglądała na królową balu. Włosy i oczy miała czarne.
— Czy pamiętasz, jakeś zapomniał o mnie, zaprosiwszy przedtem do kadryla? — zapytała dama z roskosznym uśmiechem i czarującem spojrzeniem.
— Ja? ja? — jąkał zdziwiony Filip.
— Jesteś grzeczny rycerz, zapominający o swych tancerkach. Ale dzisiaj otoczyłam cię moją tajną policją, i nie potrafisz się wymknąć — rzekła dama z uśmiechem i odeszła.
Filip nie zdołał jeszcze oprzytomnieć, gdy przeszedłszy do sąsiedniej sali, wpadł w ręce jakiegoś dyplomaty, który wziąwszy go poufale pod ramię, zaczął mu opowiadać do ucha o rozmaitych niełaskach, których przyczyny nie wymagały objaśnienia, o intrygach łatwych do odkrycia i o niezliczonych niebezpieczeństwach, grożących młodemu człowiekowi na salonach dworskich. Filip nie rozumiejąc ani słowa, na wszystkie te zwierzenia mógł zaledwie odpowiadać: „hm“ i „aha.“ Odetchnął dopiero, gdy tajemniczy jego doradca powiedziawszy: „oto nadchodzi,“ — oddalił się pośpiesznie.
Ale któż jest ten, który nadchodzi?
Mężczyzna słusznego wzrostu i pięknej postaci, w uniformie russkiego oficera lejbgwardji, pokrytym orderami, podstąpił do Filipa.
— Zdrastwujtie sudar! — zawołał i podał mu rękę.
Filip odpowiedział grzecznie po francusku:
— Przepraszam pana najuprzejmiej; mówię wprawdzie kilkoma językami, lecz russkiego nie znam.
— Jakto? — zawołał jego interlokutor, dumnie cofnąwszy głowę. — Zapomniałeś russkiej mowy? Wypierasz się nas? I jak śmiesz mi to powiedzieć w oczy, wyrodny potomku? Wstydzisz się szlachetnego języka, którym w trzech częściach świata mówią?
Strona:Maurycy Jókai - Papuga.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.
— 20 —