Strona:Maurycy Jókai - Papuga.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.
— 26 —

w towarzystwie sobowtóra, który wszystkie moje sprawy bierze na siebie. Ale znalazłem go nareszcie! Nawet moje ubranie ma na sobie.
Gdy stanęli obaj obok siebie, okazało się, że jakkolwiek była między nimi pewna różnica, to przecież zarazem podobieństwo tak łudzące, że bardzo łatwo można było się omylić, widząc ich zwłaszcza oddzielnie. Kolor włosów tylko był nieco odmienny, co zresztą wieczorem nie dawało się spostrzedz odrazu. Wśród ogólnego śmiechu podali sobie ręce i zawarli przyjaźń, poczem jednak Sternberg począł mu robić wymówki.
— Powiem ci, mój drogi, że sprawiłeś mi niemało kłopotu. Najprzód nie przyjąłeś od Greifenwalda długu, w skutek czego będę miał z nim awanturę; nie przywitałeś się z ministrem i ściągnąłeś na mnie niełaskę; pozbawiłeś mię sukcesji po wuju, i nakoniec rozgniewałeś na mnie moją uwielbioną. To ostatnie zwłaszcza doprowadza mnie do wściekłości! Powiedz mi, jakie zwierzenia ci robiła?
— Powiedziała mi, że termometr wskazuje jedenaście stopni, że żółta róża bardzo ładnie wygląda na czarnem domino, i że mający się odbyć jutro bal maskowy zapowiada się świetnie.
— Ach, ty barbarzyńco! eskimosie! To znaczy, że powinienem znajdować się o godzinie jedenastej na balu maskowym, i że poznam ją po żółtej róży na czarnem domino. Cóżeś ty na to odpowiedział?
— Na oświadczenie pierwsze odrzekłem, że termometr wskazuje zimno; na drugie, że żółta róża nie podoba mi się, a na trzecie, że na balu maskowym nie będę, gdyż odjeżdżam do Pesztu.
— Ach, ty samobójco! Powinienem się teraz strzelać z tobą, by zgładzić ze świata mego sobowtóra.