dnak przed nim ukrywał: jak dalece, zdaniem swojem, czas już niedługi korzystać z niej będzie. W tym względzie powierzchownie zdawał się nawet wielką mieć odwagę i jak bądź przekonania o bliskiej śmierci młodzieńczą nie zbywał niedbałością, niemniej z pewną gorzką rozkoszą spełnienia swych przewidzeń czekał (?!).“
Są to wszystko czułe, poetycznie brzmiące frazesy, ale frazesy tylko, mianowicie w owej epoce życia Chopina najzupełniej niezgodne z prawdą. Ani on wyglądał: „niby anioł wysmukłych w sobie przeczystych olimpijskich kształtów z pięknem zasmucouej kobiety obliczem, — ani był przekonanym, że lada dzień żyć przestanie. Owszem przeciwnie: jak czytelnicy sami z własnoręcznych listów jego dopiero co przekonać się mogli, Fryderyk jak najzwyczajniejszy ze śmiertelników, miał się wciąż dobrze, był zawsze wesół, biegał za wizytami, oglądał co było ciekawego do widzenia, w ciągu zaś jednego tygodnia grał dwa koncerta publicznie i t. p. Zaiste, potrzeba młodości i niepospolitego zdrowia, ażeby tak jak on naprzykład, w ciągu jednego dnia w Dreznie, zwiedzić galeryę obrazów, wystawę płodów i przemysłu, oglądać znaczniejsze ogrody, oddawać wizyty, od wpół do 5tej po południu stać pod kasą teatru, ażeby dostać bilet na Fausta, który się
Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.I.djvu/130
Ta strona została przepisana.