dzie!... Gdyby to przypadkiem w cudze ręce wpadło, jej sławie szkodzićby mogło! Więc lepiej ty bądź moim tłomaczem, mów za mnie „et j'en conviendrai“. Te twoje francuzkie wyrazy mię dobiły. Niemiec co szedł za mną ulicą kiedym list twój odczytywał, ledwo mię pod rękę utrzymał i nie mógł wcale pomiarkować co mi się stało. Miałem ochotę wszystkich przechodzących łapać i całować, a tak mi miło było na duszy, jak jeszcze nigdy! bo to pierwszy list od ciebie! Nudzę cię Jasiu głupim szałem moim, ale mi się trudno ocknąć żeby ci coś obojętnego napisać.
Onegdaj byłem na objedzie u jednéj damy Polki nazwiskiem Bayerowéj, imieniem Constance. Lubię tam bywać przez reminiscencyę; wszystkie nuty, chustki do nosa, serwety, znaczone jéj imieniem. Zresztą ze Slawikiem tam chodzimy, do którego ona coś cierpi. Wczoraj graliśmy całe przed i poobiedzie, a ponieważ to była wigilia i piękny (wyraźnie wiosenny czas), więc gdyśmy w nocy wyszli od Bayerowéj, pożegnawszy Slawika który do kaplicy cesarskiej iść musiał, sam jeden o 12 tej wolnym krokiem udałem się do kościoła Sw. Szczepana.
Gdym przyszedł, jeszcze ludzi nie było. Nie dla nabożeństwa, ale dla przypatrzenia się
Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.I.djvu/234
Ta strona została przepisana.