więcej nie wzięło. Darujcie, wszak ja tu już maj, czerwiec i lipiec żyję z tych pieniędzy i więcej obiadów płacę jak w zimie. Nie czynię tego z własnego tylko natchnienia, ale raczej z cudzych przestróg. Przykro mi, że muszę was o to dzisiaj prosić. Papeczka już nie trzy grosze na mnie wydał; wiem jak się to z groszem męczyć potrzeba, że dzisiaj nawet i męki nie pomogą, ale nadzieja! Przykrzéj mi prosić jak wam dać, lecz łatwiej mi wziąść jak wam oddać. Bóg się przecie ulituje — punktum!
W październiku rok się skończy, jak mi paszport udzielono; zapewne trzeba go będzie przedłużyć; jak ja to mam zrobić? Piszcie czy możecie — i jaką drogą przysłać mi nowy. Może nie można!..
Często na ulicy biegam za jakim Jasiem albo Tytusem. Wczoraj byłbym przysiągł że Tytus z tyłu, a to jakiś p... krew Prussak. Wszystkie te epitety niech wam nie dają złego wyobrażenia o mojej wiedeńskiej edukacyi; wprawdzie tutaj nie mają ani tyle grzeczności, ani dobranych wyrazów w rozmowie, wyjąwszy „Gehorsamer Diener“ na końcu; ale ja się niczego tutaj nie uczę co jest wiedeńskiem z natury. Walca naprzykład, żadnego należycie tańczyć nie umiem, to już dosyć! Mój fortepian nie słyszał tylko mazury...
Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.I.djvu/262
Ta strona została przepisana.