Zdrów jestem, widziałem co można było widzieć. Wracam do Was. W poniedziałek (to jest od pojutrza za tydzień), uściśniemy się. Służy mi waguska. Nic nie robię tylko łażę na teatr. Wczoraj była: „Das unterbrochene Opferfest“ gdzie nie jedna chromatyczna gamma, przez pannę Schätzel wypuszczona, przeniosła mię na Wasze łono[1]. Po wasze, przypomniała mi się berlińska karykatura. Stoi wyrysowany napoleoński żołnierz przy odwachu z karabinem i pyta: „qui vive?“ a idąca tłusta Niemka odpowiada: „la vache!“ Chciała ona powiedzieć „die Wäscherin,“ ale pragnąc ażeby to było więcej elegancko i ażeby francuzki żołnierz łatwiej ją zrozumiał, sfrancuzczyła swoją godność!
Między ważniejsze sceny pobytu, liczyć mogę drugi obiad z panami naturalistami. We wtorek, w wigilię rozjazdu, był obiad ze śpiewami zastosowanemi do okoliczności. Co żyło śpiewało, a co tylko przy stole siedziało, spijało i brzękało w takt muzyce. Zelter dyrygował: przy nim stał na ponsowym postumencie
- ↑ Alluzya do śpiewaczek warszawskich, opuszczających nieraz to, co przez kompozytora w roli jest napisane.