pakować ciast i cukierków, sam gospodarz domu porywa szczupłego i wątłego Fryderyka na swe olbrzymie barki, niesie w tryumfie do powozu, życząc szczęśliwej podróży i wszelkiej na świecie pomyślności.
W Poznaniu, podróżni zabawili dni kilka, już to dla tego, iż byli zaproszeni do arcybiskupa Wolickiego, a powtóre pragnęli także odwiedzić ks. Antoniego Radziwiłła, który pomimo zapowiedzianego przyjazdu do Berlina, nie opuścił jeszcze dotąd Poznania. W domu Namiestnika, oczywiście muzyka była na pierwszym planie. Fryderyk wykonywał tamże Sonaty Haydena, Beethovena, Hummla, naprzemian z księciem grającem na wiolonczelli, albo na cztery ręce z Klingohrem, metrem muzyki młodych księżniczek.
Opuściwszy gościnny Poznań, spieszył teraz Fryderyk niecierpliwie do ukochanej rodziny, do ulubionych studyów swoich, czterotygodniowem trwaniem podróży przerwanych. Im bliżej był Warszawy, tem powolniejszą i dłuższą ciężkim dyliżansem jazda mu się wydała. Na jego usilne prośby, profesor Jarocki wziął w Łowiczu ekstrapocztę i dnia 6 października przywiózł Fryderyka do domu rodziców, uszczęśliwionego z tej pierwszej do wielkiego zagranicznego miasta wycieczki.
Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.I.djvu/89
Ta strona została skorygowana.