Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.II.djvu/107

Ta strona została przepisana.

ba, — ani dróg, ani poczt; — wiele razy byłem tutaj z Palmy, zawsze tym samym furmanem, zawsze innym traktem. Strumienie robią drogi, gwałtowne ulewy je niszczą; dziś tam niemożna przyjechać, bo zaorane, jutro tylko muły przejść mogą, gdzieś wczoraj jechał. A jakie tu powozy?! To też Julianie ani jednego Anglika nie zobaczysz, nawet żadnego angielskiego konsula.
Leo żyd, szelma! A byłem w wigilię wyjazdu u niego i mówiłem, żeby do mnie nie przysyłał. Preludyów nie mogę ci posłać, bo nieskończone; obecnie mam się lepiej i pospieszę z robotą. Napiszę ja mu list z podziękowaniem, aż mu w pięty pójdzie!
Ale i Schlesinger jeszcze gorszy pies; — żeby moje Walce kłaść do albumu i Probstowi sprzedawać! Kiedy na jego żebraninę dla ojca do Berlina mu dałem![1]. Wszystko to mię irytuje. Żal mi tylko ciebie; ale za miesiąc najdalej, będziesz na czysto z Leo i z moim gospodarzem. Z pieniędzmi na weksel postąp jak potrzeba. A służący mój co robi? Daj portierowi odemnie 20 franków na Nowy Rok.

Nie przypominam sobie, ażebym jakie wa-

  1. Ojciec Schlesingera miał w Berlinie magazyn nut, który do dnia dzisiejszego istnieje.