o 5tej jestem na rue Tronchet no. 5. Proszę cię, zawiadom tam ludzi. Pisałem do Jasia dzisiaj, żeby mi owego lokaja zatrzymał i kazał mu w piątek na mnie czekać rue Tronchet od południa. Gdybyś miał czas zajrzeć do mnie około owego czasu, serdecznie byśmy się uściskali. Jeszcze raz moje i towarzyszki mojej najserdeczniejsze dzięki za rue Pigal.
Teraz proszę cię, przypilnuj krawca, aby koniecznie z garderobą w piątek rano był gotów, żebym jak przyjadę, mógł się zaraz przebrać. Każesz mu ją zanieść na Tronchet i oddać tam lokajowi Tineau, tak się on bowiem nazywa. Toż samo kapelusz od Duponta, a będę ci za to odmieniać drugą część Poloneza aż do zgonu. Wczorajsza wersya może ci się także niepodoba, chociaż suszyłem sobie nad nią mózg z jakie ośmdziesiąt sekund.
Mam moje manukrypta w porządku dobrze zanotowane. Jest ich sześć z twojemi Polonezami, nie rachując siódmego Impromptu, które może liche — jeszcze sam nie wiem, bo za świeże. Ale dobrze żeby niebardzo Orłowskie, albo Zimermanowskie, albo Karsko-końskie, albo Sowińskie, albo inno zwierzące było. Boby mi podług mojej rachuby, przynajmniej 800 franków przynieść mogło. To się potem obaczy.
Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.II.djvu/147
Ta strona została przepisana.