jechać, gdziebym wolał, jak naprzykład do księżnej Argyll, albo do lady Belhaven, bo już zapóźno na moje zdrowie. Całe rano aż do 2gej z południa, jestem teraz do niczego, a potem jak się ubiorę, wszystko mię żenuje i tak dyszę aż do obiadu, po którym dwie godziny trzeba siedzieć z mężczyznami u stołu i patrzeć jak piją i słuchać co mówią. Znudzony na śmierć (myśląc o czem innem niż oni, pomimo wszelkich grzeczności i interlokucyi po francusku przy owym stole) — idę do salonu, gdzie trzeba całej siły duszy żeby siebie trochę ożywić, — bo wtenczas zwykle ciekawi mię słyszeć. Potem odnosi mię po schodach mój poczciwy Daniel do sypialnego pokoju, który jak wiesz, zawsze u nich na piętrze się znajduje, — rozbiera, kładzie do łóżka, zostawia świecę i — wolno mi dyszyć, marzyć aż do rana, póki się znów to samo nie zacznie. A jak się trochę gdzieś już przyzwyczaję, tak gdzieindziej jechać trzeba, bo moje Szkotki pokoju mi nie dają tylko albo po mnie przyjeżdżają, albo mię po familii obwożą. One mię przez dobroć zaduszą, a ja im tego przez grzeczność nie odmówię.
Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.II.djvu/188
Ta strona została przepisana.