Mówił dalej, że mam styl Cramera, a uderzenie Fielda. Ucieszyło mię to z duszy, a jeszcze bardziej, gdy usiadłszy do fortepianu, Kalkbrenner chcąc się przedemną wysadzić, omylił się i musiał zaprzestać grania. Ale też trzeba było słyszeć jak zrobił repryzę; nic podobnie pięknego! Od tego czasu, codziennie widujemy się, albo on u mnie, albo ja u niego, a poznawszy mię dobrze, zrobił propozycyę, ażeby 3 lata u niego się uczyć, a uczyni ze mnie coś bardzo, bardzo znakomitego. Powiedziałem mu, że wiem ile mi niedostaje, (lecz ja go niechcę naśladować i 3 lata za dużo). Tymczasem przekonał mię, że mogę dobrze grać kiedym natchniony, a źle kiedy nie, co jemu się nigdy niezdarza. Przypatrzywszy mi się bliżej, powiedział, że nie mam szkoły, że jestem na ślicznej drodze, ale się zderutować mogę; że po jego śmierci, albo jak on grać przestanie, nie będzie reprezentanta wielkiej fortepianowej szkoły; — że nie mogę choćbym chciał budować nowej szkoły nie mając starej, słowem, że jestem tylko machiną, a tem samem krępuję bieg myśli moich muzycznych; — że mam pewne odrębne piętno w kompozycyi i szkodaby było, żebym nie został tem, czem być obiecuję i t. d. i t. d.
Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.II.djvu/24
Ta strona została przepisana.