Spodziewam się, że dobrą wybrałem kompanię do koncertu?
Pisz mi o czem możesz.
Twój Fryderyk.
Już drugi rok jak ci z za dziesiątej granicy imienin winszować muszę. Jedno spojrzenie, możeby cię więcej przekonało o mojem sercu, jak dziesięć listów. Dlatego opuszczam te materyę, — exabrupto pisać nie chcę, a nie kupiłem sobie jeszcze książeczki z rozmaitemi powinszowaniami, którą tutaj dziewczyny i chłopcy, po ulicach z wrzaskiem po 2 sous sprzedają.
Dziwny to lud ten paryzki. Jak wieczór przyjdzie, nic nie słyszysz jak tylko wykrzyki tytułów nowych książeczek ulotnych, z 3 lub 4 arkuszy drukowanego głupstwa złożonych, i chcąc nie chcąc za sousa kupisz. Tytuł ich bywa najczęściej taki: l’art de faire des amours, et de les conserver ensuite; — les amours des prêtres; — l’Archevêque de Paris avec Madame la duchesse de Berry — i tysiączne podobne niedorzeczności, niekiedy bardzo dowcipnie pisane.
Prawdziwie, że dziwić się potrzeba, na jakie się tu sposoby biorą aby grosz zarobić.