Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.II.djvu/58

Ta strona została przepisana.

lonu nic nie czynił, coby popularności jego dopomagać mogło. Muzykalnych podróży, od czasu zamieszkania stale w Paryżu, nie przedsiębrał już wcale, z wyjątkiem wycieczki w 1834 roku do Rouen, gdzie przyjął udział w koncercie dawanym tamże na korzyść przyjaciela swego Orłowskiego. Była to z jego strony ofiara niemała, gdyż każde tego rodzaju wystąpienie, przykre wzbudzało w nim uczucie. „Nie zdam się do dawania koncertów“ — mawiał w poufnych rozmowach do Liszta. „Widok zebranych tłumów ciekawie na mnie patrzących, onieśmiela mię; ich oddech mię paraliżuje, twarze obce i obojętne przytomność mi odbierają. Ale ty, ty jesteś do tego jakby stworzony, bo chociażby ci się nie udało pozyskać oklasków publiczności, masz ją czem porwać i ujarzmić!“
Lecz za to. gdy w salonie ujrzał się otoczonym nadobnym wieńcem pięknych niewiast, gdy wzrok jego spotykał koło siebie znane i przyjazne tylko oblicza, wtedy nowe życie w niego wstępowało. Wyraz smutku lub melancholii, tak często twarz jego pokrywający, ustępował miejsca ujmującemu i nadzwyczaj sympatycznemu uśmiechowi. Wtedy poważne i eleganckie jego zawsze obejście, ożywiało się, mowa tryskała werwą dowcipu; wszelkiego rodzaju figle, czyli jak sam nazywał „poliszy-