dostrzegalnej fali, zmiatającej wszystko co żyje w przepaść zapomnienia i niebytu.
Gdyby się okazało, że sami jedni tylko zdolni jesteśmy posiąść i utrzymać cząsteczkę materji w stanie tego rozkwitu, czy rozbłysku, który zwiemy inteligencją, mielibyśmy prawo uważać się za uprzywilejowanych i twierdzić, że natura dosięgła w nas pewnego celu swego. Tymczasem mamy pewne dane i spostrzeżenia, świadczące, że niemal identyczny cel osiągnęła taż sama natura w stworzeniach z gatunku błonkoskrzydłych. To nie decyduje o niczem, powiadają uczeni, może też mają rację, ale fakt ten zasługuje mimo to na zaszczytne miejsce pośród mnóstwa drobnych faktów, nadających się do wyjaśnienia stanowiska naszego na tej ziemi. Jest to, pod pewnym względem, dowód kontrolny, dotyczący najbardziej zawikłanej i niepoznawalnej niemal części naszej istoty, widzimy tu zszeregowanie przeznaczeń, na które patrzymy ze stanowiska wyższego niźli to, na jakiem stoimy sami, rozważając przeznaczenie człowieka. Jest to skrót owych wielkich i prostych linij, jakich śledzić do kresu, ni rozwikływać nie mamy możności w sferze niesiężnej myślą, własnego życia. Mamy tutaj zamknięte w ciasnej przestrzeni, którą odsłoniwszy objąć możemy jednym rzutem oka... ducha i materję, gatunek i inwiduum, ewolucję i bezruch, przeszłość,
Strona:Maurycy Maeterlinck - Życie pszczół.djvu/131
Ta strona została skorygowana.