pszczołami jest potężne, a zbyt wielkie i dziwne, by je mogły pojąć, mimo to pszczoły w celach swych i poglądach idą dalej, jak samo to bóstwo, i poprzez wszystkie owe przeszkody, pełne abnegacji, niezachwiane myślą o tem tylko, by dopełnić tajemniczych obowiązków wobec swej rasy.
Wziąwszy tedy z książek to, co nam mogły dać zasadniczo, skorzystawszy z danych, z których składają się dzieje, bardzo stare, pszczelego rodu, dajmy pokój wiedzy nabytej przez innych i spójrzymy na pszczoły własnemi oczyma. Jedna godzina, spędzona w pasiece, ukaże nam to wszystko w sposób może nie tak ścisły, ale zato nieskończenie żywszy i owocniejszy.
Pamiętam do tej pory pierwszą pasiekę, jaką widziałem, w której rozmiłowałem się w pszczołach. Było to przed laty, w jednej z wiosek Flandrji zelandzkiej, zazwyczaj tak czystych i powabnych, będących lepszą jeszcze może od samej Zelandji minjaturą samej Holandji, gdzie gromadzi i skupia się wszystko, co ją przypomina. To samo, gustowne zgrupowanie przedmiotów, o żywych barwach radujących oko, podobnych zabawkom powabnym i pełnym jakiegoś namaszczenia. Wszędzie pełno dachów, wieżyczek, dwukolnych, malowanych wózków, wielkich szaf, wysokich