Strona:Maurycy Maeterlinck - Życie pszczół.djvu/223

Ta strona została skorygowana.

rowe chcą wyobrażać. Był w zupełnem prawie, jeśli się bał dotąd, by, przystosowując swą moralność do moralności przyrody, nie unicestwić tego, co mu się wydało arcydziełem i szczytem jej własnej twórczości. Dzisiaj, znając lepiej samą przyrodę, dziś gdy kilka odpowiedzi, niedość jasnych jeszcze może, ale niespodziewanie doniosłych i ważnych, pozwoliło mu rzucić spojrzenie na jej plan i na jej inteligentną twórczość, obejmującą cuda, przekraczające wszystko, cokolwiek mógł wysnuć z własnej wyobraźni, czerpiąc z samego siebie jeno, dziś nie boi się już tak bardzo. Nie odczuwa już tej nieodpornej konieczności krycia się ze swoją cnotą i bronienia swych racyj osobniczych. Przypuszcza, że to jest tak wielkie, nie może uczyć poniżania się. Radby wiedzieć, czy nie nadszedł moment poddania badaniu sumienniejszemu swych zasad, twierdzeń i przeczuć.
Powtarzam, nie ma zamiaru porzucać swego ludzkiego ideału, bo to samo, co zrazu odeń oddala, uczy wracać doń na nowo. Przyroda nie mogłaby tedy dawać złych rad duchowi, dla którego żadna prawda, nie sięgająca wyżyn jego własnych wzlotów i pożądań, nie wydaje się dość wielką, dość szczytną, by być definitywną i godną onego wielkiego planu twórczości, jaki ogarnąć zamierza. W życiu jego to, co nie pozostaje na swojem miejscu, wznosi się wraz z nim wyżej