jedna. Oczyszcza, wygrzebuje i wyścieła obrane miejsce, potem lepi dość nieforemnie komórki z wosku, wypacanego z siebie, napełnia je miodem i pyłkiem, znosi jaja, pielęgnuje je, wychowuje liszki i niebawem otacza ją grono córek, które biorą się wraz z matką do roboty. Pracują razem, zarówno zbierając miód, jak we wnętrzu gniazda, a po pewnym czasie, kilka młodych zaczyna nieść znowu jaja. Wzrasta dobrobyt, komórki stają się coraz to foremniejsze, a kolonja coraz liczniejsza. Założycielka jest duszą domostwa, matką główną i stoi na czele królestwa, będącego jakby szkicem próbnym dla naszych pszczół domowych. Jest to zresztą szkic bardzo prymitywny i prostacki. Dostatki są nieznaczne i zamknięte w ciasnych granicach, a prawa nieokreślone i nie mają też posłuchu bezwzględnego. Zjawia się często ludożerstwo i dzieciobójstwo, jak u szczepów pierwotnych, architektura jest bezplanowa i marnotrawna, ale głównie to różni od siebie dwa te miasta i organizacje, że ul jest instytucją trwałą, a gniazdo trzmiela jeno sezonową. U schyłku jesieni miasto trzmiele zginie, ludność, złożona z trzech, czy czterechset osobników wymrze, nie zostawiając śladu swego istnienia, cały wysiłek zbiorowy pójdzie na marne, a katastrofę przeżyje sama jeno samica i ona z nastaniem wiosny rozpocznie na nowo, w osamotnieniu zupełnem,
Strona:Maurycy Maeterlinck - Życie pszczół.djvu/291
Ta strona została skorygowana.