ubłaganego obowiązku, czyniącego z niej skrzydlatą niewolnicę kwiatów i konieczne ogniwo w miłosnym zespole natury. Jest rzeczą nieraz bardzo trudną, przywieść do ładu i nawrócić ul, który zboczył na drogi występku.
Wszystko przemawia za tem, że o roju nie decyduje królowa, ale sam „duch ula”. Dzieje się z nią coś podobnego, jak z wodzami pośród ludzi. Zdaje się, że oni to wydają rozkazy, tymczasem podlegać muszą sami woli potężniejszej i bardziej nieugiętej, niż własna, którą narzucają podwładnym swoim. Wydaje się, że duch ten oznacza moment decydujący naprzód, w wigilję jego spełnienia, albo wcześniej, gdyż w dniu oznaczonym, o wczesnym ranku, zaledwo słońce wypiło pierwsze krople rosy, możemy zauważyć wokoło roztętnionego życiem miasta niezwykłe poruszenie, znane dobrze bartnikowi, co do którego myli się rzadko. Często zdarza się w tej chwili coś, jakby wahanie, walka i chęć nawrotu. Czasem przez kilka dni z rzędu wzburzenie tysięcy złocistych stworzeń wre, dochodzi do szału, a potem cichnie, uspokoja się i znika. Może utworzyła się na horyzoncie jakaś chmurka dla nas niewidzialna, a dostrzeżona przez ostrożne pszczoły, a może jest to jeno żal owych rozumnych istotek? Czyż