twarzamy w pobliżu ich miasta, słyszą go zapewne, ale wiedząc, że są to odgłosy innego świata i nie zwracają na nie wcale uwagi. Jest natomiast rzeczą pewną, że my słyszymy jeno małą cząstkę tego, co mówią, i że wydają mnóstwo dźwięków, na które nasze organa słuchowe nie są dostatecznie wrażliwe. Dowiemy się nieco później, że umieją się porozumiewać i postanawiać różne rzeczy z szybkością wprost cudowną i kiedy zdarzy się nieszczęście, że na miasto napadnie znany, straszliwy bandyta, pożeracz miodu, Sphinx Atropos, olbrzymia ćma, zwana „trupią główką” od znaku, jaki ma na głowie, kiedy zabrzmi dziwny, ponury i przeraźny hymn, jaki wydaje, którego obezwładniające działanie ogarnia wszystkich obrońców — wówczas wieść straszliwa krąży z szybkością wielką, ogarnia cały ul i obywatelami miasta wstrząsa dreszcz przerażenia.
Przez długi czas mniemano, że opuszczając skarby swego miasta, by rzucić się oślep na nieznane losy, mądre zawsze miodziarki, tak wstrzemięźliwe, oszczędne i przewidujące, ulegają pewnego rodzaju fatalnemu szałowi, impulsowi mechanicznemu, prawu natury, konieczności rasowej, słowem tej sile, która dla wszystkich stworzeń