wszystkich posłanką miłości. Cały lud jej służy i oddaje jej cześć, nie zapominając, że nie poddaje się jej osobie jako takiej, ale tej misji, którą pełni i przeznaczeniu, jakie ucieleśnia. Trudnoby chyba napotkać republikę ludzką, zakrojoną na tak kolosalne rozmiary i ziszczającą tak wielki zakres celów naszej planety. Nie wiem doprawdy, czy posiadamy ustrój demokratyczny, w którymby niezawisłość państwowa była tak jednocześnie doskonała i rozsądna, a poddaństwo obywateli tak bezwzględne i lepiej obmyślone. Niema także państwa, któreby świeciło przykładem poświęceń i ofiar tak strasznych i tak bezwzględnych. Nie trzeba mniemać, że podziwiam te ofiary bardziej od wyników, jakie dają. Byłoby rzeczą pożądaną, by je można osiągać drogą mniejszych cierpień i prywacyj osobniczych, ale skoro raz uznamy zasadę ich konieczności, przyznać musimy, że ta organizacja ofiarności mas jest godną najwyższego podziwu. Nie zapuszczając się w paralele ze stosunkami ludzkiemi, stwierdzamy, że życie w ulu nie jest traktowane jako następstwo godzin mniej, czy bardziej przyjemnych, z których pewne tylko, z konieczności, muszą być osępione trudem pracy i wysiłku, niezbędnym dla podtrzymania bytu całego zrzeszenia. Życie w ulu, to wielki, powszechny, z całą surowością pełniony przez wszystkich obowiązek względem tej przyszłości,
Strona:Maurycy Maeterlinck - Życie pszczół.djvu/89
Ta strona została skorygowana.