Strona:Maurycy Maeterlinck - Aglawena i Selizetta.djvu/33

Ta strona została przepisana.

ga w głębi nas samych... Zrobiłam ci dużo złego dziś rano...
Selizetta. Nie, nie, nie... nie zrobiłaś mi nic złego...
Aglawena. Zrobiłam ci dużo złego... I chciałabym nie zrobić tego już nigdy... Lecz co trzeba czynić, aby nie sprawiać bólu tym, których się najbardziej kocha? Zdawałoby się, doprawdy, że gdy się kocha jakąś istotę, przeznacza się ją wraz z sobą na cierpienia, które jej jeszcze nie dostrzegły... I oto w chwili, gdy czułam, że cię kocham najgłębiej, złożyłłam ci pocałunek, co powstał dla ciebie, a który jednak sprawił, że po raz pierwszy płakałaś...
Selizetta. Płakałam, Aglaweno; lecz nie byłam rozsądna... Nie będę już płakała.
Aglawena. Moja biedna Selizetto, nie można rzec napewno, kiedy się jest rozsądnym... Nie trzeba zapytywać siebie, czy ci, którzy płaczą, są rozsądni lub nie, lecz poprostu: co można uczynić, aby nie płakali więcej.
Selizetta (szlochając). Aglaweno!
Aglawena. Co tobie, Selizetto? Ty drżysz cała?
Selizetta. Nie widziałam cię jeszcze śpiącą...
Aglawena. Będziesz mię często widziała śpiącą, Selizetto...
Selizetta. A potem nie powiedziano mi nigdy nic... Nie, nikt, nikt...
Aglawena. Przeciwnie, przeciwnie, moja biedna Selizetto, mówiono ci pewnie to, co się mówi wszystkim; bo każdy mówi, gdy chce; każda istota ma sposobność słyszenia słów, które słyszeć trzeba, lecz ty nie umiałaś jeszcze słuchać...
Selizetta. To nie było to samo... Nigdy, nigdy...