Strona:Maurycy Maeterlinck - Aglawena i Selizetta.djvu/47

Ta strona została przepisana.

piękność i jak cię kochać, tak, jak cię jeszcze kochać nie umiałem... W każdym wypadku, Selizetto, jeśli trzeba, aby ktoś płakał jeszcze — ty nim być nie powinnaś... A potem, czy myślisz, moje dziecię, że byli byśmy szczęśliwi, gdybyś ty odeszła? I czy myślisz, że szczęście, zbudowane na cierpieniu małej istoty, tak czystej i słodkiej, jaką ty jesteś, byłoby szczęściem trwałem i nas godnem? Czy myślisz, że mógłbym całować Aglawenę, i że onaby mogła mnie kochać, gdy by jedno z nas zgodziło się na to szczęście? My się kochamy ponad siebie samych, Selizetto, my się kochamy tam, gdzie jesteśmy piękni i czyści, tam także my spotykamy ciebie; i od pewnego czasu, dzięki tobie, już nie jesteśmy zmuszeni kochać cię, nie widząc, jaką jesteś... Chodź, daj mi twe usta... Tego wieczoru całuję twą duszę, Selizetto... Chodź, zdaje mi się, że bije północ... Chodźmy zobaczyć, czy marzenie Aglaweny jeszcze poprzez jej sen płacze...

(Wychodzą, spleceni uściskiem).


SCENA II.
Komnata w pałacu.
(Wchodzi Aglawena i Meleander).

Aglawena. Czy słyszysz te drzwi, które się zamykają?
Meleander. Tak.
Aglawena. To Selizetta... Słyszała nas i chce nas pozostawić samych.
Meleander. Mówiła mi, że wejdzie dziś rano na wieżę; ktoś jej opowiedział o jakimś wielkim i dziwnym ptaku...