Strona:Maurycy Maeterlinck - Aglawena i Selizetta.djvu/50

Ta strona została przepisana.

ciło się ku tobie samej, i nie mógłbym ją kochać tak, jak ciebie, choćby się wdał w to Bóg nawet.
Aglawena To niesprawiedliwość miłości, Meleandrze; gdybyś chwalił przedemną swego brata, wiem, że ty jeden stałbyś się przez to piękniejszym... Chciała — bym całować cię i płakać, Meleandrze... Czy niepodobna nie płakać, gdy się kocha!...
Meleander. Tak, myślę, że niepodobna, Aglaweno... Ja również spostrzegłem to przed chwilą, gdy mówiłem do Selizetty; mówiąc bowiem do niej, czułem, że miłość nie chce się poddać temu, co do niej mówiłem, ani temu, co ona mówiła, temu co myślałem, ani temu, co ona myślała,
Aglawena. Gdy przybyłam tu, Meleandrze, zdawało mi się, że wszystko jest możliwem i że nikt nie będzie cierpiał... Lecz dzisiaj widzę, że życie nie chce być posłusznem naszym najpiękniejszym zamiarom.. I wiem zarazem, że gdybym pozostała przy tobie, podczas gdy inni cierpią, nie byłabym już tem, czem ty jesteś, i ty przestałbyś być tem, czem jestem, a miłość nasza nie byłaby już podobną do naszej miłości...
Meleander. To może prawda, Aglaweno... A jednak czy nie mielibyśmy słuszności?...
Aglawena. Ach! mieć słuszność, Meleandrze, to tak mało, i myślę, że lepiej mylić się przez całe życie i nie być przyczyną łez dla tych, którzy nie mają słuszności... Znam także to wszystko, co możnaby na to powiedzieć; lecz poco nam to mówić, gdy wiemy, że to wszystko nie będzie mogło zmienić w niczem jakiejś prawdy głębszej, któraby nie potwierdzała naszych najpiękniejszych słów... Słuchajmy tego tylko, oo nie układa frazesów. Tem, co kieruje naszem życiem, mimo wszystkie nasze słowa; wszystkie nasze czyny, to pro-