Strona:Maurycy Maeterlinck - Aglawena i Selizetta.djvu/52

Ta strona została przepisana.

pociecha na słowach tylko oparta — wiedzieć, że się kocha wzajemnie, gdy się widzieć nie można... Tutaj moglibyśmy być szczęśliwi, tam będziemy nieszczęśliwi napewno... A jednak czujemy jedno i drugie, że to, co robię, jest rzeczą, którą należy uczynić... Ty będziesz płakał długo, ja będę płakała zawsze, bo nie dość jest wiedzieć, że się zrobiło rzecz piękną, aby zabronić łzom napływać do oczu... A jednak, gdybyś znał słowo, któreby, nie zmieniając nic, przeszkodziło mi odejść — tybyś go nie wypowiedział... Trzeba cierpieć cierpieniem dla innych nieznanem, gdy się tak kocha to, czego inni nie kochają... Niema nagrody, mój biedny Meleandrze, ale my nie oczekujmy nagrody...

(Wychodzą).


SCENA III.
U stóp wieży.
(Wchodzi Aglawena i Meleander).

Aglawena. Widziałam ją przed chwilą na szczycie wieży, otoczoną mewami, które wydawały głośne okrzyki. Ona tam chodzi ciągle od dwóch czy trzech dni, i nie wiem, co migoce chwilami przez to w mojej duszy. Jednocześnie wydaje się więcej niespokojną i mniej smutną; możnaby powiedzieć, że się na coś zanosi w tem serduszku tak głębokiem.
Meleander. Zdaje się w istocie, jakby się uśmiechała do swego dawnego życia... Czy nie zauważyłaś, że ona śpiewa i staje się coraz piękniejszą? Idzie przed nami, jakby rozjaśniona jakąś nieprzewidzianą światłością... Czy nie lepiejby było nie mówić jej o twoim odjeździe, zanim będzie spokojniejszą, i czekać, aż to, co ją przeistacza, utrwali się w jej duszy?