Aglawena Nie; chcę jej to powiedzieć dzisiaj...
Meleander. Ale jakże ty jej powiesz? i czy nie obawiasz się, aby to dziecko, już tak nas blizkie i które w tobie tylko żyje, pomimo wszystkie łzy swoje, nie przecierpiało na widok, że ty odchodzisz — tego wszystkiego, co przecierpiałabyś ty sama, gdyby istota piękniejsza od ciebie poświęciła tak swoje istnienie innemu istnieniu, mniej cennemu.
Aglawena. Nie mamy prawa ważyć w ten sposób istnienia innych, Meleandrze... A potem, gdybym tu została, nie byłabym już tak promienną, jak dziecko — a wolę być piękną zdala od ciebie, niż stawać się mniej piękną w twoich objęciach. Myślałam także o tem, co jej trzeba powiedzieć i naprzód przyszło mi na myśl skłamać, aby ona nie cierpiała... Nie uśmiechaj się, mój Meleandrze... To prawda, że zazwyczaj tak mało jestem kobietą, iż nie mogłeś wyobrazić sobie, abym posiadała także gdzieś na dnie samem, tę małą uboczną mądrość kobiety i abym umiała tak kłamać, jak moje siostry, gdy miłość mówi, że skłamać potrzeba... Chciałam więc jej powiedzieć, że cię już nie kocham, że się omyliłam, że ty nie kochasz mnie także, i potem tysiące drobnych rzeczy, któreby mię w jej oczach zmniejszyły tak, iżby żal sam się zmniejszył. Ale doprawdy, wobec jej wielkich czystych oczu, poczułam, że to nie byłoby możliwe, bo nie byłoby piękne... I czy nie lepiej płakać z powodu szlachetnego czynu, niż zawdzięczać radość czemuś, co nie rozszerza duszy?... Posłuchaj... Słyszę, jak schodzi z wieży, śpiewając... Oddal się, Meleandrze; trzeba, abym pomówiła z nią sama, bo ona mi mówi rzeczy, których ci jeszcze powiedzieć nie może; a przytem prawda zstępuje ze swego
Strona:Maurycy Maeterlinck - Aglawena i Selizetta.djvu/53
Ta strona została przepisana.