Strona:Maurycy Maeterlinck - Aglawena i Selizetta.djvu/71

Ta strona została przepisana.

Selizetta. Co ja powiedziałam babuni, Yssalino?
Yssalina. Czemu płaczesz, siostrzyczko?
Selizetta. Ja nie płaczę, Yssalino, ale myślę, myślę.. Czy ja babunię pocałowałam, odchodząc?
Yssalina. Tak, pocałowałaś ją, odchodząc.
Selizetta. Ile razy?
Yssalina. Raz, siostrzyczko; nie miałyśmy czasu...
Selizetta. Zdaje się, że nie byłam czułą...
Yssalina. Śpieszyłyśmy się bardzo, siostrzyczko.
Selizetta. Nie, nie; tak nie mogę... Ona będzie zupełnie sama, Yssalino, i nie będzie mogła nigdy przypomnieć sobie nic innego... Widzisz, kiedy się odchodzi i gdy się nie było czulszą, niż zwykle, oni myślą, że się już nie kochało... Ależ trzeba sądzić całkiem przeciwnie: gdy się kocha za wiele, czuje się obawę, aby nie być zbyt czułą... Prawda, że się wtedy błądzi; bo, cokolwiekby chcieli zrobić, choćby tysiąc lat żyli, nie usłyszą już nigdy nic innego nad to ostatnie słowo, które się wyrzekło... Ja to widziałam sama, gdy matka odeszła... Nie uśmiechnęła się do mnie w chwili ostatniej, i widzę zawsze, że ona się do mnie nie uśmiechnęła... Jakby reszta życia już się nie liczyła... A potem, co ja mówiłam o Aglawenie?... już nie pamiętam... Muszę jeszcze zobaczyć babunię... Innych — to dla nich samych; nie trzeba, aby wiedzieli... Ale ona jest zupełnie sama; i nie dla niej ja wchodzę na wieżę i nie dla niej zejdę... Ty rozumiesz, że to niemożliwe Chodź, chodź, pocałujemy ją jeszcze mocniej...

(Wychodzą).