Strona:Maurycy Maeterlinck - Aglawena i Selizetta.djvu/72

Ta strona została przepisana.
SCENA V.
Komnata w pałacu.
(Wgłębi Meligrana śpiąca. Wchodzi Selizetta i mała Yssalina).

Selizetta (budząc Meligranę). Babuniu!...
Meligrana. Nakoniec powróciłaś, Selizetto... Długo kazałaś na siebie czekać...
Selizetta. Przebacz mi, babuniu. Zdaje mi się, że nie byłam dość słodką przed chwilą...
Meligrana. Ależ owszem, ależ owszem, moja Selizetto, byłaś bardzo słodka... Cóż się stało? Wydajesz się bardzo wzruszona?...
Selizetta. Nie jestem wzruszona, babuniu, ale czułam potrzebę powiedzenia ci, że cię kocham...
Meligrana. Wiem o tem, Selizetto; dowiodłaś mi tego więcej, niż raz w swem życiu, i nigdy nie wątpiłam o tem...
Selizetta. Tak, babuniu, wiem o tem dobrze; ale ja jeszcze nie wiedziałam o tem..
Meligrana. Przybliż się jeszcze, moje dziecię; wiesz, że nie mogę całować tych, których kocham, bo moje biedne ramiona już mię nie słuchają... Ponieważ całujesz sama, ucałuj mnie owa razy... Wydajesz mi się dziś dziwną, Selizetto... Więc nie wiedziałaś jeszcze, że mię kochasz?
Selizetta. Ależ owszem, ależ owszem, wiedziałam to, ale wie się często tak długo, nie wiedząc... Aż dnia jednego mówi się sobie, że się nie było dobrą, że można było zrobić więcej, i że się nie kochało tak, jak kochać było trzeba... I chciałoby się zacząć nanowo, zanim nie będzie zapóźno... Nie mam ani ojca, ani matki, babuniu, i zapomniałabym, czem jest matka, gdy-