oblicza. Są to narzędzia zanemizowanego czasu, komnat naszych, czasów niewoli i bezwoli, natomiast zegar słoneczny to coś, co nam daje realny i żywy obraz skrzydła onego bóstwa, które unosi się w lazurze. Marmurowa płaszczyzna zegara słonecznego, zdobiąca terasę, lub plac, z którego rozbiegają się długie aleje, harmonizuje doskonale z majestatycznemi schodami, ujętemi w balustrady, z murami zielonych szpalerów, idącemi w głąb niesiężną, zda się i tam to zażywamy przelotnych, a niezapomnianych chwil radości. Ten, kto umie dostrzegać w przestrzeni kształty godzin onych, zobaczy, jak spływają nad ziemię i, pochylając się ku tajemniczemu ołtarzowi, składają ofiarę bóstwu, które człowiek czci, choć go pojąć nie może.
Ujrzy je płynące w szatach różnych, zmiennych, uwieńczone owocami, kwiatami i brylantami rosy. Pierwsza jawi się przejrzysta jeszcze, ledwo widzialna godzina brzasku, po niej przybywają siostry, godziny południa, płomienne, okrutne, błyszczące, niewzruszone, a. po nich nadpływają godziny zmierzchu, powolne, dostatnie, bogate, opóźniane w biegu swym ku nocy bliskiej przez zakrwawione purpurą cienie drzew.
On jeno godzien jest mierzyć świetność miesięcy, mieniących się zielenią i złotem. Porówni