nościach i uczuciach serca, rozróżnienia te czynimy jeno ze względu na niedostateczność metody słownej, którą się posługiwać musimy.
Każdy człowiek jest po części ofiarą tej, iluzorycznej zgoła terminologji. W młodości pociesza się, że będzie patrzył na rzeczy bystrzej w dojrzałym wieku. Przypuszcza, że namiętności, najszlachetniejsze nawet, mylą mu i mącą myśli, i pełen nadziei, niewiadomo skąd czerpanej, zadaje sobie pytanie, na jakie wyże zaniesie go myśl, władająca niepodzielnie marzeniami i ukojonemi już zmysłami jego. Nadchodzi starość, a inteligencja wybystrza się, ale zatraca jednocześnie przedmiot badań swoich, niema co robić, bowiem funkcjonuje w próżni zupełnej. W ten sposób stwierdzamy zasadniczo, że w domenach, gdzie wyniki wyróżniczkowań tych lepiej są dostrzegalne, dzieło starości nie dorównywa temu, co dać może młodość, czy wiek dojrzały, mimo, że jeden i drugi znacznie mniej wie i mniej posiada doświadczenia, a dzieje się to dlatego, iż nie wygasły w nich jeszcze tajemnicze siły, obce zgoła świadomości.
Gdyby nas ktoś spytał, jakie są ostatecznie przepisy i dogmaty owej szczytnej moralności, o której mówiliśmy, nie dając jej definicji, od-