ewolucja powolna, rozłożona na wieki. Trzebaby sobie zadać pytanie, zali nie należy działać jak najszybciej i czy ostatecznie utrapienia i cicha niedola mas, żyjących pod jarzmem niesprawiedliwości i przez wieki czekających zbawienia, nie przeważają owego zła, na jakie narażeniby byli dzisiejsi uprzywilejowani w ciągu kilku tygodni, czy nawet miesięcy. Bardzo łatwo zapominamy o okropnościach nędzy, bowiem są one nie tak hałaśliwe, nie tak sceniczne, chociaż nierównie liczniejsze, okrutniejsze i aktywniejsze od okropności najdzikszej rewolucji.
Przechodzimy do argumentu najbardziej wstrząsającego może. Ludzkość, powiadają oponenci, przebywa od lat stu okres najżywotniejszego rozwoju, najwyższe iści zwycięstwa i zdaje się, przebywa wiek klimakteryczny swych przeznaczeń. Biorąc pod uwagę przeszłość, sądzić można, że weszła w decydujące stadjum ewolucji. Jawią się coraz to liczniejsze oznaki, że rodzaj ludzki dochodzi do swego apogeum. Żyjemy w okresie natchnień, z którym porównać się nie da żaden inny okres historji. Być może, dzieli nas od odkrycia wielkich tajemnic drobiazg jakiś jeno, ostatni wysiłek, błysk światła, myśl