Strona:Maurycy Maeterlinck - Inteligencja kwiatów.djvu/253

Ta strona została przepisana.

czone ułomnościami, brzydotą i śmiesznostkami swemi. Idzie nam jeno o to, by przewieźć na drugi brzeg duszę. Cóż odpowiemy atoli komuś, kto będzie twierdził, że dusza nasza to jeno zespół uzdolnień intelektualnych i moralnych, łącznie z cechami, jakie jej nadaje instynkt, czy podświadomość? Zważmyż, że nie niepokoi nas tak bardzo powolny zanik starczy, czy chorobowy tych wszystkich cech i uzdolnień, podobnie jak nie popadamy w rozpacz na skutek upadku sił fizycznych ciała naszego. Mimo, że w pierwszym wypadku niejako rozkłada się zwolna i znika to, co zwą niektórzy ludzie duszą nietkniętą, pozostaje niejasna nadzieja nasza życia pozagrobowego. Wydaje nam się zgoła naturalnem, że stan ciała i duszy zostają we wzajemnej zależności, gdy zaś ciało owo zostaje zniweczone w jakiejś drogiej nam istocie nie sądzimy wcale, iżeśmy ją utracili, ani też że ona utraciła swoje „ja“, swą moralną osobowość, mimo że nie pozostało nic, na czembyśmy mogli oprzeć nadzieję naszą. Nie przypisując znaczenia rozkładowi ciała, ani też zniweczeniu w ciągu życia owego kompleksu, funkcyj stanowiących duszę, mniemamy, że śmierć oszczędzi czegoś jeszcze, żyjemy nieziszczalnem marzeniem realizacji niepodobieństwa.