wyobrażenia. Przeszkadzałaby nam ona raczej pojmować, ukazując n. p. promienie świetlne z poza granicy ultrafiolotowego i infraczerwonego widma, które dają prawdopodobnie silne wrażenia źrenicy inaczej od naszej zbudowanej.
Teorje te dwie z pozoru redukują się do jednej jedynej kwestji świadomości. Powiedzieć naprzykład, jak się nam to nasuwa samo, że życie pozagrobowe, nieświadome, równe jest śmierci zupełnej, znaczy to przeciąć a priorii bezwzglednie
sam problem świadomości, najistotniejszy i najzawilszy z pośród wszystkich, jakie nas obchodzą tak żywo.
Jest to, jak świadczy metafizyka wszystkich czasów, zagadnienie najtrudniejsze, z tego już samego powodu, że przedmiotem jego jest właśnie sam podmiot poznający. Można powiedzieć że mamy przed sobą lustro, które ustawicznie i bez końca samo siebie odbija, a z odbić tych nie ma żadnych korzyści poznawczych. Mimo to właśnie jeno w owych bezsilnych odbiciach, mnożących się w nieskończoność, ukryty jest promień światła, mogący rozświetlić wszystko inne. Cóż tedy czynić? Niema innego środka wyłamania się z kręgu świadomości, jak ją zanegować, twierdząc, iż jest ona jeno organiczną chorobą ziemskiej inteligencji, a chorobę ową należy
Strona:Maurycy Maeterlinck - Inteligencja kwiatów.djvu/259
Ta strona została przepisana.