której odsyłam czytelnika żądnego szczegółów i faktów, rozwija temat tych nieraz dziwacznych środków obronnych. Przedewszystkiem tedy kwestje kolorów, co do których prof. Sorbony, Lothelier, poczynił dużo ciekawych odkryć. Roślina zatraca kłujące organa swoje w cieniu i wilgoci. Przeciwnie, im jałowsze i bardziej spalone żarem słońca jest miejsce, na którem rośnie, tembardziej najeża się zbroją obronną, jakby pojmując konieczność wielkiego wysiłku celem uchronienia się przed wrogiem, który poza nią nie ma innego łupu wśród piasczystej, czy wapiennej pustaci, lub skał pustyni. Podkreślić należy, że większość roślin owych zatraca w stanie kultury swe kolce i inne narządy odporu, przelewając obronę swą na Opatrzność nadprzyrodzoną, wyobrażoną w człowieku, który otoczył je swą opieką[1]
- ↑ Sałata jest wymownym przykładem roślin nie broniących się przed wrogiem, w stanie kultury. Cytowany wyżej autor pisze: Jeśli zerwiemy liść sałaty dzikiej, spostrzeżemy, że wypływa zeń sok biały, latax, zawierający składniki piekące, którego przeznaczeniem jest odstraszanie ślimaków. Przeciwnie, w sałacie kulturowanej soku tego brak niemal całkiem. To też sałata, ku wielkiemu zmartwieniu ogrodników, pożerana bywa przez ślimaki. — Dodać tu należy, że soku niema jeno w roślinach młodych, natomiast jawi on się w wielkiej obfitości, gdy sałata zabiera się do owocowania i tworzenia nasienia. Tymczasem potrzebowałaby ona obrony od samej młodości, w porze kiedy listki jej są delikatne i wrażliwe. Zdaje się jakby roślina w stanie kultury traciła potrochu głowę, jeśli tak wolno mówić, i nie wiedziała dobrze, co się z nią dzieje.