albowiem nie widzieli go nigdy, nie są ślepi, oczy ich nie zagasły, tylko, nie mając na co patrzeć, przeistoczyły się prawdopodobnie w, najczulszy organ zmysłu dotyku.
Chcąc wyrozumieć ich ruchy i czyny, wyobraźmy sobie tych nieszczęsnych, pogrążonych w ciemni, otoczonych mnóstwem przedmiotów nieznanych. Ileż dziwnych pomyłek, zboczeń niepojętych, tłumaczeń nieprzypuszczalnych! Najbardziej wzruszającym byłby widok wytrwałych, genjalnych nieraz wysiłków dostosowania do użytku codziennego rzeczy nie stworzonych dla ciemności. Ileż męki mieściłoby się w pościgu za drogą właściwą i jakiemże byłoby ich zdumienie, gdyby naraz światłość słońca objawiła im rzeczywiste przeznaczenie narzędzi i aparatów, któremi o ile można najlepiej posługiwali się w niepewności nocy?...
Tragiczny to obraz, a jednak sytuacja tych ludzi wydaje się jasną i łatwą w porównaniu z położeniem naszem. Tajemnicza ciemń, po której chodzą omackiem, posiada ściśle określone granice. Pozbawieni są jednego jeno zmysłu, podczas kiedy oznaczyć niepodobna ilości brakujących nam narządów poznania. Przyczyna ich błędów jest tylko jedna, zaś przyczyn pomyłek naszych nikt zliczyć nie jest w stanie.
Strona:Maurycy Maeterlinck - Inteligencja kwiatów.djvu/82
Ta strona została przepisana.