ważniejszym czasokresem jest maj i czerwiec, kiedy to panuje para władców: róża i jaśmin. Wokoło tej przepięknej pary, ubranej w szaty jutrzenki i biel gwieździstą, tłoczą się od stycznia do grudnia niezliczone, szybko przemijające fiołki, tłumne żonkile i skromne narcyyy, bujne mimozy, rezeda, wonne goździki, wspaniałe geranje, pomarańczowe kwiecie, srogie w dziewictwie swojem, lawenda, janowiec hiszpański, oszałamiająca tuberoza, oraz kasja, rodzaj akacji o kwiecie podobnym do liszki pomarańczowej barwy.
Zdziwienie ogarnia, gdy się widzi, jak zażywni, barczyści, ciężcy chłopi, skutkiem mozolnej pracy rolnej zobojętniali zazwyczaj wszędzie indziej na powab uśmiechów życia, biorą się i to na serjo do zajęcia kwiatami, jak się wysilają na delikatne traktowanie kruchych łodyg, jak to pełnią funkcje pszczół, czy naśladują księżniczki, jak uginają się pod brzemieniem fiołków i żonkilów. Najsilniejsze jednak wrażenie odnosi się rankiem, lub też wieczorem w okresie kwitnienia róż i jaśminu. Wówczas wydaje się, że zmienionem zostało nagle powietrze, że ustąpiło miejsca onej cudownej atmosferze, której woń nie jest jeno przelotnem, nikłem zjawiskiem, ale stałym, koniecznym, normalnym i określonym składnikiem.
Strona:Maurycy Maeterlinck - Inteligencja kwiatów.djvu/96
Ta strona została przepisana.
*